Dziś bardzo ważny dzień dla wszystkich gimnazjastów gimnazjalistów - test
gimnazjalny. Ich mała matura, ich wstęp do dorosłości… ok, wystarczy pierdzielenia :D
Powiedzmy po prostu, że wieki nie pisałem na blogu nic o szkole i nagle poczułem wenę.
To będzie krótkie (krótkie w założeniu - dop. po skończeniu pisania) sprawozdanie
z tegorocznego egzaminu, przeplatane moim bezcelowym komentarzem. Zapraszam :)
Strach przed tym konkretnym egzaminem był bardzo duży. Wiadomo było, że szykuje się nowa formuła, a już zeszłoroczny test nie należał do najłatwiejszych. Dużo osób obstawiało dwie możliwości: albo tegoroczny test będzie łatwy, a dopiero późniejsze roczniki dostaną trudniejsze, albo my dostaniemy bardzo trudny test i gdy wyniki będą naprawdę słabe, to kolejny rocznik dostanie prostszy.
Jednak zaobserwowałem (nie tylko po sobie), że im bliżej testu (mowa o jakimś ostatnim tygodniu), tym mniejszy był stres. Ludzie, przynajmniej z mojego otoczenia, starali się podejść do niego w miarę na luzie, nie robić sobie zbędnego stresu. Czas przejść do konkretów, czyli opisu dnia dzisiejszego:
Mimo, że test miał się zacząć o godzinie dziewiątej, do szkoły mieliśmy przyjechać już o 8:15. Wiadomo, szkolna organizacja… Pół godziny na wpuszczenie 130 osób na salę, to raczej optymistyczny termin :D
Przyjechałem chwilę przed czasem. W zasadzie większość przyjechała przed czasem, po czasie byli nieliczni… między innymi nasza wychowawczyni, a wraz z nią klucz od sali :P
Do tego momentu miałem odebrane już kilka SMS-ów i jeden telefon z życzeniami
powodzenia. Oczywiście nie wiadomo jak odpowiedzieć, nie? Wiadomo, nie dziękuje
się, żeby nie zapeszyć. Tak więc wszystkie te życzenia kończyłem politycznie
poprawnymi stwierdzeniami w stosunku do sił wyższych, takimi jak "przyda się"
albo po prostu "tobie też". Mój tyłek został obdarowany około 5 kopniakami.
Cel szczytny - pięcioro więcej szczęśliwych ludzi na tym padole. Po spędzeniu
15 minut w sali, podczas której ludzie pocieszali tudzież dołowali się nawzajem,
przyszedł czas na wchodzenie na rzeź salę gimnastyczną.
Ustawiliśmy się w dłuuugą kolejkę - jak za PRL-u, tylko takiej radości z dostania się do końca nie było. Praktycznie nikt nie robił sobie nic z tego, że mieliśmy stać alfabetycznie. Znany wielu osobom Misiek vel. Łukasz K. jak go ostatnio nazwano, z wesołą miną stał na końcu kolejki, przez co skutecznie opóźnił wejście o kolejne minuty. Bóg chaosu został nasycony - sukces :)
Kolejnym elementem, który spowodował zamieszanie przy wchodzeniu było pojawienie się dwóch panów z kamerą. Nikt nie miał ochoty wcielić się w rolę szkolnego celebryty, tak więc panowie nie zostali przyjęci szczególnie ciepło. Kwintesencją naszego podejścia było świecenie kamerzyście laserem po oczach i okrzyk "Spierdzielać! Nie życzę sobie by mnie kamerować!". Wtedy poczułem się jak na pegieerze, a nie w gimnazjum. Takie ludowe klimaty ;)
W końcu, po jakichś dwudziestu minutach, wszyscy uczniowie znaleźli się na sali. Powiem szczerze, że takiego rozprężenia nie widziałem na żadnym z trzech testów próbnych: każdy znalazł sobie temat, byle jak najbardziej odległy od egzaminu. Panowie z telewizji wyłapywali kolejne ofiary, tym razem niezdolne do ucieczki bo uziemione przy stolikach. Zaczęły się m.in. rozważania z jakiej to telewizji mogli przyjść. Z najciekawszych typów warto wymienić: Al Jazeerę, Telewizję Szatana czy Russia Today.
W końcu dwaj uczniowie w asyście nauczyciela (nauczyciel w asyście dwóch uczniów?) przynieśli zaplombowane testy. Każdy otrzymał dwie naklejki z kodem i zaklejony test. Padło polecenie aby przed rozcięciem sklejeń na teście, zapoznać się z instrukcją. Szkoda tylko, że jej pierwszym punktem było sprawdzenie ilości stron w teście :D Ponadto zdarcie tych plomb bez nożyczek nie było łatwe, dopiero potem ktoś odważył się spróbować przerwać je jednym pociągnięciem i upewnić się, że nie rozedrze tym arkusza na pół.
Tutaj wszystko poszło dość sprawnie i już osiem minut po dziewiątej rozpoczęliśmy pisanie - godzina na WOS i Historię. Na szczęście ktoś na zewnątrz sali postanowił nam umilić pisanie testu starym klasykiem: Wilki - Bohema (szerzej znane jako "Lecę bo chcę") - bardzo fajnie z jego strony, tylko troszkę głośno jak na moment, w którym wymaga się pełnego skupienia.
Jeśli chodzi o materiał, to powiem, że okazał się łatwiejszy niż przypuszczałem. Najwidoczniej rząd postanowił pokazać, że ich reforma przyniosła efekty - "patrzcie! napisali test lepiej niż poprzedni rocznik, czyli nie spieprzyliśmy. Ave my!".
Można było wyjść wcześniej, ale czas na pisanie tej części testu skończył się o 10:08 (godzina zegarowa). Potem było przewidziane około 45 minut przerwy, tak aby o 10:45 rozdać arkusze z języka polskiego.
Jeśli chodzi o język polski, to było naprawdę wiele typów odnośnie tematu. Niektórzy przewidywali Szymborską, a przynajmniej fragmenty z Nią związane, jeśli komisja zdążyła przygotować zadania. Okazało się jednak, że motywem przewodnim uczyniono Zemstę Aleksandra Fredry. Nie pamiętam ile jeszcze było wierszy, ale jednym z nich (o ile nie jedynym) była któraś z bajek Krasickiego.
Zadania zamknięte z polskiego okazały się bardzo proste. Zajęły mi koło 12 minut, tak jak większości osób. W całym teście z polskiego było tylko jedno zadanie typowo gramatyczne - w wersie "Gniewał się wędrujący i przeklinał bogi" znaleźć podmiot (zadanie zamknięte), czyli materiał bodajże z czwartej klasy podstawówki, nie pamiętam dokładnie.
W całej części humanistycznej umieszczono jedynie dwa zadania otwarte: pytanie do fragmentu książki Jana Miodka (jego teksty bardzo często pojawiają się na testach, także próbnych) i dłuższą formę wypowiedzi, którą okazała się… rozprawka - a to zaskoczenie :D Byłbym naprawdę zdziwiony, gdybyśmy nie dostali rozprawki.
Temat rozprawki był raczej nieskomplikowany "Literatura pozwala lepiej poznać i zrozumieć minione wieki. Rozważ słuszność tego stwierdzenia w rozprawce. Zilustruj swoje argumenty przykładami literackimi".
Do końca egzaminów pozostały jednak jeszcze dwa dni - część matematyczno-przyrodnicza i język. Być może podzielę się jakimś krótkim (krótszym niż to) sprawozdaniem z kolejnych dni.
Gratuluję tym co dotrwali do końca, nieświadomie spłodziłem jeden z najdłuższych wpisów na swoim blogu.