Wracając dziś do domu zdałem sobie sprawę, że już tydzień minął od (niechlubnie) pamiętnego pierwszego września. Czas na mikroskopine podsumowanie.
Rutyna, rutyna i jeszcze raz rutyna. Wystarczył jeden dzień i już działam jak
while (!isVacations()) {...}
. Do szkoły przyszły nowe dzieci, a ja z okazji
awansu na wyższy level (zwany klasą) uzyskałem skill pozwalający przepychać
graczy o levelach 1 i 2 co znacząco przyspiesza poruszanie się w grze szkole.
Plan. Jak już wspominałem wcześniej, plan ułożono mi (albo raczej ułożył program) bardzo dobry. Dobry przynajmniej w teorii. Bo oto w teorii mam tylko 34 godziny lekcyjne w tygodniu, więc aż 5 lub 4 (nie pamiętam :D) mniej niż w zeszłym roku. Do tego dochodzą jednak dodatkowe godziny dla nauczycieli którzy nie wyrobili się z programem. Oczywiście żaden z nich nie mówi wprost że są one obowiązkowe, no bo jakby mogły być. Ciekawie przedstawiła tą kwestię pani od polskiego:
Nie, oczywiście że nie są. <klasa oddycha z ulgą> Po prostu pod koniec roku napiszecie w zeszycie notatkę "przez cały ostatni rok nie uczęszczałem ani razu na zajęcia dodatkowe z j. polskiego" i przyniesiecie ją z podpisem rodziców. <klasa zamiera przetwarzając co powiedziała pani> …więc jak już mówiłam, zajęcia rzecz jasna są dobrowolne.
I o dziwo, wbrew moim przypuszczeniom, jeszcze mi go nie zmieniono, ale jak to
mawiają szukajcie a znajdziecie nie czekajcie, a i tak się doczekacie.
Jeśli już jesteśmy przy fragmentach z biblii tudzież ich parafrazach, to trzeba wspomnieć o księdzu który zastąpił Panią Katechetkę (zwaną także p. I.).
Pierwsza lekcja religii w tym roku przebiegła w dość luźnej atmosferze. Ksiądz okazał się mieć pojęcie o sprawach wykraczających poza mury kościoła, co naprawdę nie zawsze jest takie oczywiste. Przedstawił nam swoją osobę oraz swój system oceniania - pierwsza lekcja w wielkim skrócie :P.
Dzisiaj odbyła się druga lekcja religii. Po raz kolejny doceniłem jedną z cech księdza,
którą on zwie wadą - gadulstwo :) W ten prosty sposób pierwsze 15 minut lekcji zeszło na
gadaniu o różnych rzeczach. W większości były to fronty atmosferyczne w nawiązaniu do tego
czym jest religia. Gdzie tutaj związek to już wie tylko pan bóg ksiądz, ale
klasie się podobało. Ponadto ksiądz mówił w tym temacie dość rozlegle gdyż (też nam
tylko "przypadkiem" wspomniał) zdawał maturę ustną z geografii.
Jednak po owych 15 minutach ksiądz zorientował się, że delikatnie zmienił temat i powróciliśmy do lekcji. W pewnym momencie, którego oczywiście nie pamiętam (lekcja religii z niewiadomych przyczyn powoduje u mnie ogromne dziury w pamięci :)) kolega zaczął temat inkwizycji (teraz sobie przypomniałem jak do tego doszło, ale nie warto opowiadać :D).
Co jak co, ksiądz nie ma z nami lekko. Druga lekcja w roku szkolnym i już zaczynają się wyrzuty o palenie na stosach. Tutaj reakcja była zgoła inna niż tą którą prezentowała nam p. I. Ksiądz przyznał, że całe zabawy w palenie "wiedźm" były skutkiem błędów papieża, który "zapomniał o duchowym aspekcie kościoła, a skupił się wyłącznie na traktowaniu go jako zwykłej organizacji".
Największe zdziwienie wyraziliśmy gdy ktoś stwierdził, że odchodzimy od tematu lekcji. Otóż w przeciwieństwie do naszej katechetki - p. I., która zawsze, gdy zaczynał się dyskusje na jakiś ciekawy temat, stwierdzała, że "ale nie o tym jest lekcja!", ksiądz stwierdził "dobrze, że odchodzimy. Od tego macie tą lekcję żeby rozmawiać na takie tematy." I w tym momencie zadzwonił dzwonek. Muszę przyznać szczerze, że była to pierwsza lekcja religii w gimnazjum podczas której ani razu nie spojrzałem na zegarek i żałowałem, że zadzwonił dzwonek (no, może poza przypadkiem gdy katechetka puszczała nam film o egzorcyzmach :P).
Mimo iż ta jedna lekcja religii niewątpliwie nie zmieniła mojego dość negatywnego nastawienia do kościoła katolickiego i ogółu religii to jednak jestem z niej zadowolony. W końcu pojawił się ktoś, kto otwarcie podchodzi do dyskusji, bo wie, że m.in. to jest jego obowiązkiem oraz ktoś kto wypowiadając się o religii nie zawęża jej automatycznie do katolicyzmu. Wykształcenie z pewnością daje na plus, bo i pedagogicznie i teologicznie ksiądz miażdży p. I.).
Dobra, to by było na tyle, bo i tak mam wątpliwości czy ktoś przeczyta to w całości. Ale jak już pisałem lubię się dzielić tym co myślę, nawet jeśli komuś się to nie podoba (niestety, zasługa internetu). Tak więc kończę i do zobaczenia ;)
Komentarze wyłączone
Możliwość komentowania na blogu została wyłączona. Zapraszam do kontaktu na Twitterze, Facebooku lub poprzez formularz, o ten tutaj. Do usłyszenia!