Trzy dni z Linuksem

Trzy dni z Linuksem i… żyję. Nie pożarła mnie konsola, nie zgubiłem się pośród pakietów, mam większość potrzebnych mi programów, a wygląd mojego Linuxa to wcale nie tapeta w pingwiny lub konsola rodem z Matrixa…

Na swoją dystrybucję do testowania Linuksów wybrałem Debiana ze środowiskiem graficznym GNOME. Wcześniej miałem krótką przygodę z Ubuntu, tak więc moje spostrzeżenia będą odniesione do wrażeń wynikających z użytkowania Debiana, Windowsa XP i Windowsa 7, którym posługuję się na codzień

Pierwszą zauważalną różnicą w odniesieniu do Ubuntu jest zdecydowanie szybsze działanie systemu. Debian nie jest aż tak idiotoodporny i nie wszystko da się w nim wyklikać co jednak nadrabia wzrostem wydajności. Na moim VM ma do dyspozycji jeden rdzeń procesora o taktowaniu 2.55 GHz i tylko 384MB RAMu, ale wystarcza mu to do płynnego działania.

Instalacja przebiegła bezproblemowo. Można powiedzieć, że podczas jej przebiegu użytkownik był zarzucany mniejszą ilość szczegółów niż np. w Windows XP. Początkującym mógł jednak sprawić trudność etap partycjonowania dysku.

Po instalacji Debiana przyszedł czas na instalację potrzebnych mi programów. Na tym polu zdecydowanie wygrywa Ubuntu ze swoim Centrum Oprogramowania. W Debianie mamy co prawda menadżera pakietów Synaptic, ale z pewnością nie jest tak wygodny jak rozwiązanie konkurencyjne w Ubuntu. Ponadto nie ma w nim sporej ilości programów, które nie są do końca zgodne z zasadą "całkowicie wolnego" Debiana. Nie ma tam np. Firefoxa, choć w systemie jest preinstalowany IceWeasel czyli jego odpowiednik pod Debiana.

W tym miejscu mogę też obalić pewien mit, że "W Windowsie żeby zainstalować jakiś program wystarczy ciągle klikać "dalej"". Otóż w większości przypadków w Linuksie nie musimy nawet szukać programu na różnych stronach. Zazwyczaj wystarczy wpisać odpowiednią komendę do konsoli, a następnie od czasu do czasu wpisać "Y", lub po prostu wcisnąć enter.

Odnośnie wyglądu, to środowisko GNOME prezentuje się całkiem ładnie, przynajmniej dla mnie, który nigdy nie przepadał za błyszczącymi. Dużym atutem jest masa dostępnych theme'ów.

Zaletą Linuksów, której prawdopodobnie nie podważy nawet największy antyfan tych systemów jest bezpieczeństwo. Na niektóre dystrybucje powstały nawet konie trojańskie, jednak ich działanie jest zwykle możliwe dopiero po podaniu przez użytkownika hasła roota przy instalacji lub uruchamianiu programu.

Podsumowując: moim zdaniem Debian jest dobrą dystrybucją i stanowi rozsądny środek pomiędzy systemem nadal otwartym na modyfikacje i wygodnym do użytku codziennego. Nawet nie testowałem jeszcze Wine, bo większość programów z których korzystam znalazło swoje odpowiedniki na Linuksa.

Komentarze wyłączone

Możliwość komentowania na blogu została wyłączona. Zapraszam do kontaktu na Twitterze, Facebooku lub poprzez formularz, o ten tutaj. Do usłyszenia!